CELEBRITY
Krótko i na temat: najnowsze depesze OKO.press z Polski i ze świata

Kancelaria Prezydenta opublikowała skan listu wysłanego przez prezydenta Karola Nawrockiego do Ursuli von der Leyen, szefowej Komisji Europejskiej. Nawrocki ogłasza w nim, że „Polska nie zgodzi się na działania, które zmierzałyby do rozlokowania w Polsce nielegalnych migrantów”
Co się wydarzyło?
Bez żadnego trybu i bez większego związku z jakąkolwiek dyskusją toczącą się na łonie Unii Europejskiej Karol Nawrocki wysłał 7 października list do Ursuli von der Leyen, szefowej Komisji Europejskiej. List poświęcony jest kwestiom imigracji – i zawiera kilka stanowczych oświadczeń Nawrockiego. „Nie wyrażę zgody na wdrażanie Paktu o Migracji i Azylu w Polsce.” – ogłasza Nawrocki, który zarazem podkreśla, że „przeważająca większość Polaków sprzeciwia się przymusowej relokacji migrantów do Polski”. Nawrocki przywołuje także kwestię zaangażowania Polski we wsparcie dla uchodźców z Ukrainy. Nie wspomina jednak o tym, że dokładnie ta kwestia została wielokrotnie omówiona w trakcie trwających do 2023 roku negocjacji Paktu. Na skutek tego Polska przez długi czas pozostanie zwolniona ze zobowiązań wynikających z Paktu.
Jaki jest kontekst?
List Nawrockiego do Ursuli von der Leyen nie odnosi się do żadnych realnych oficjalnych lub nieoficjalnych planów Komisji Europejskiej związanych z Polską i należy go interpretować wyłącznie w kontekście polskiej polityki wewnętrznej. Tu zaś wszystko pozostaje bez zmian. Nawrocki i jego formacja pozycjonują się na scenie politycznej z myślą o wyborcach niechętnym imigracji i imigrantom.
Za pretekst do wysłania listu posłużył Kancelarii Prezydenta fakt, że „Zgodnie z europejskimi regulacjami rokrocznie do 15 października KE ma przedstawiać plany na przyszły rok, jeśli chodzi o działania wobec migrantów (…). Pan prezydent chciałby, aby Komisja Europejska i jej szefowa mieli świadomość, że Polska nie podporządkuje się żadnym decyzjom, które nie będą korzystne z perspektywy bezpieczeństwa wewnętrznego kraju” – tak oficjalnie tłumaczył to szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz.