Breaking News
Łzy, a później uśmiech Igi Świątek. I słusznie, pierwszy jednocyfrowy sezon w karierze
Zabrakło tak niewiele… Iga Świątek wykonała w Maladze fantastyczną robotę – wygrała trzy ciężkie, trzysetowe boje w singlu. Dorzuciła arcyważne zwycięstwo w deblu przeciwko Czeszkom, ta sztuka nie udała się jednak w chyba najważniejszym spotkaniu z Włochami.
Mimo że w pierwszym secie starcia z Sarą Errani i Jasmine Paolini Świątek i Katarzyna Kawa miały trzy piłki setowe, i mimo że w drugim prowadziły 5:1, obie partie przegrały po 5:7, stąd może taka reakcja Igi po ostatnim swoim autowym zagraniu.
Po spotkaniu powiedziała, że jest ekstremalnie zmęczona. Zaznaczyła, że pierwsza część sezonu była dla niej idealna, w drugiej zaś były wzloty i upadki. I to one przyczyniły się do tego, że jest dziś światową dwójką, a nie jedynką. – Myślę, że w tym roku było mi łatwiej grać jako numer 1. W zeszłym zmagałam się z tym. Powiedziałabym, że ten sezon wyglądał inaczej po Rolandzie Garrosie, pierwsza część była idealna. Będę potrzebowała trochę czasu na analizę, jeździłam od turnieju do turnieju – powiedziała Iga.
Ta pierwsza część sezonu, którą zakończył Roland Garros, dał łączny bilans 45 zwycięstw i zaledwie… czterech porażek. To zesawienie niesamowite robiące olbrzymie wrażenie. Iga przegrała jedynie z Lindą Noskovą (bolesna porażka w trzeciej rundzie Australian Open), Anną Kalinską (półfinał w Dubaju), Jekateriną Aleksandrową (czwarta runda w Miami) i Jeleną Rybakiną (półfinał w Stuttgarcie). Wszystkie inne mecze wygrała, co oznaczało tytuły w Dosze, Indian Wells, Madrycie, Rzymie i Paryżu. A na dobrą sprawę można dodać jeszcze brak porażki w singlu w United Cup.