CELEBRITY
Abramowicz zmierzyła się z “najtrudniejszym” pytaniem ws. Świątek. “Proszę mnie źle nie zrozumieć”
Czy Iga Świątek potrafi obudować się w walce ze stresem? Ile razy w tym sezonie w jej uszach “walił thrash metal”? Jak zachować skuteczność, gdy praca zawodnika z tym samym psychologiem jest wieloletnia? Czy naszej tenisistce zdarza się mówić do swojej psycholożki: “sorry Daria, jakby nie do końca to na mnie już działa”? W rozmowie z Interią Daria Abramowicz ukazuje kuchnię współpracy z sześciokrotną triumfatorką Wielkich Szlemów, która kończący się rok ukoronowała triumfem w Wimbledonie.
Artur Gac, Interia: Po przegranym meczu z Amandą Anisimową w Rijadzie, Iga Świątek na antenie Canal+ Sport wypowiedziała następujące słowa: “Prawda jest taka, że zrobiłam co mogłam i dałam z siebie wszystko. Z jednej strony to jest pocieszające, bo niczego mogę nie żałować, a z drugiej strony słabo, że po prostu to już nie wystarcza. (…). Może trochę faktycznie gubię technikę jak się troszeczkę stresuję. I jak kiedyś nadal mogłam wygrywać takie mecze, bo inne dziewczyny stresowały się bardziej albo po prostu grały gorzej, to teraz po prostu wszystkie grają jeszcze szybciej i za bardzo nie mam jak nawet zagrać swojego solidnego tenisa, który wygrywał mi mecze w poprzednich sezonach”. Jak, jako sztab, odebraliście tą wypowiedź?
Daria Abramowicz, psycholożka Igi Świątek: – Myślę, że to jest bardzo wartościowa wypowiedź. Po pierwsze pokazuje coś, co obserwujemy w tenisie, ale właściwie we wszystkich dyscyplinach sportu – że sport kobiet rozwija się w zastraszającym tempie. A to oznacza, że “wsiadamy do pociągu” rozwoju, poprawiania kolejnych elementów, doskonalenia gry, usprawniania procesu i rozwijania wszystkich obszarów, nie tylko tych ściśle tenisowych, ale także tych wspierających jak odżywianie i suplementacja, przygotowanie motoryczne, czy przygotowanie mentalne. Wszystko po to, żeby podwyższać poziom. To zresztą bezpośrednio wiąże się z tym, o czym Iga mówi bardzo wyraźnie, także w kontekście tego sezonu. To znaczy mamy cele wynikowe i mamy też cele dotyczące procesu, czyli tego nieustającego doskonalenia. I wspaniale jest móc pracować z zawodniczką, która powiedzmy sobie wprost, w każdym z elementów może się jeszcze rozwinąć.
Natomiast ta wypowiedź według mnie też pokazuje, że nie ma możliwości i narzędzi, aby w stu procentach obudować zawodnika i tak przygotować, by stresu będącego wypadkową rangi spotkania, czy klasy przeciwniczki, po prostu nie było.
– Sytuacja, w której chcielibyśmy w pełni wyeliminować stresory czy konkretne reakcje lub próbować szukać strategii, która będzie stuprocentowo skuteczna w każdych okolicznościach i w każdych warunkach, jest po prostu niemożliwa. I jeżeli chcielibyśmy tego poszukiwać, z gruntu jest to skazane na niepowodzenie. Często to powtarzam, że naszym zadaniem, jako sztabu szkoleniowego, w tym moim w obszarze przygotowania mentalnego, jest tak pracować z zawodnikami, żeby przygotować ich na różne rzeczy, które – mówiąc kolokwialnie – rzuci w nich życie. Tak, żeby oni mogli spróbować wybrać strategię, która z największą skutecznością zadziała, jeżeli na przykład mówimy o regulacji napięcia czy redukcji poziomu stresu.
Przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu poprowadziła pani w Spale wykład podczas Konferencji Trenerów Szkolenia Olimpijskiego i Paralimpijskiego, dotyczący obszaru pani kompetencji. I w pewnej chwili nawiązała pani do Mikaeli Shiffrin, w kontekście jej startu na IO w Pjongczangu. Przypominała pani słowami Amerykanki, że tam podczas slalomu nie czuła się tak, jakby w uszach grała jej muzyka klasyczna, wszystko było płynne, harmonijne, poukładane, a każdy skręt taki, jak sobie tego życzy. Ile razy w tym sezonie, posługując się cytatem z pani, w uszach Igi “walił” thrash metal?
– Trudno mi precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie, ale oczywiście, że zdarzają się takie momenty. Zdarzają się właściwie każdemu sportowcowi. Myślę, że takim momentem, o którym mówi sama Iga – i proszę też mnie zrozumieć, nie zdradzę wszystkiego z oczywistych powodów – był na pewno Rzym. To był trudny czas. Niemniej pragnę też zauważyć, że ten cytat, do którego pan się odwołuje, dotyczy jednoznacznie poziomu napięcia i tego, w jaki sposób to wpływa na technikę. Bo Mikaela Shiffrin w rozwinięciu wypowiedzi, nadając kontekst temu cytatowi, mówiła o tym, że ogólnie rzecz ujmując dla niej kluczowe jest zachowanie najwyższych standardów. Czyli skoncentrowanie się na tym, żeby każdy skręt był perfekcyjny technicznie, nie mylić z perfekcyjnym jako synonimem perfekcjonizmu. A więc, wracając do Igi, wpływ na technikę i to, jak reagowało jej ciało, był dość symptomatyczny właśnie w Rzymie. Co do tego nie mam wątpliwości. Może też w Madrycie. Nasza wiosna przebiegała pod trochę większym napięciem – i to były jej dwa wyraźniejsze momenty. Jednak tak naprawdę w każdym meczu czasami zdarzają się dwie piłki, trzy gemy, a nawet set, w którym to się może pojawiać, ale jak wspomniałam wcześniej, jest to ludzkie.
Przyjęło się twierdzić, na co zwracają uwagę niektórzy fachowcy, że praca psychologa sportowego z danym zawodnikiem jest w pewien sposób limitowana. To znaczy, po jakimś czasie, wszystkie skuteczne metody ulegają wyczerpaniu lub zmieniają się relacje na linii zawodnik – psycholog. Jak to wygląda z pani punktu widzenia? Doszłyście z Igą do momentu, w którym musi pani redefiniować swoją pracę i metody, aby były one dla Igi cały czas jak najbardziej skuteczne?
– To jest bardzo ciekawy wątek. Pozwolę sobie najpierw wrócić do tego, od czego zaczęłam. Otóż bardzo mocno zmienia nam się sport. To po pierwsze. Pojawia się coraz więcej wyzwań, nie tylko tych związanych z funkcjonowaniem na arenie sportowej rywalizacji czy w procesie szkoleniowym, ale także we wszystkich obszarach dodatkowych, szczególnie w niektórych dyscyplinach sportu. Mam tutaj na myśli obszar budowania marki osobistej, połączeń z biznesem, relacji w świecie mediów społecznościowych, mediów tradycyjnych, sztucznej inteligencji, a także deep fake’ów. To ostatnie pojawia się coraz częściej, co szczególnie widzimy w Stanach Zjednoczonych. A to tylko parę elementów z jednego zaledwie obszaru. Tych wyzwań w pracy jest coraz więcej. To powoduje z jednej strony świeżość, która nie znika, bo pojawianie się tych wyzwań wymaga adaptacji i elastyczności. I nawet z samą Igą miałyśmy w tym roku jedną i drugą rozmowę w tym aspekcie. Człowiek myślałby, iż już zbudował strategię na wiele lat, a tu ciągle pojawiają się nowe zmienne. Z drugiej strony od pracującego z Igą sztabu, w tym ode mnie, również wymaga to nieustannego dostosowywania się – to urozmaicanie narzędzi jest potrzebne. Rozszerzę to o dodawanie strategii i odkrywanie nowych obszarów. Z nieco humorystycznej nuty mogę powiedzieć, że dosłownie kilka dni temu, gdy prowadziłam warsztat z komunikacji wprowadzając Lindę Klimovicovą do zespołu, Iga śmiała się, że odkąd się znamy nie widziała takich ćwiczeń. Nigdy z nią tego nie robiłam i sama była zaskoczona, więc mamy cały czas dużo do odkrycia.