Breaking News
Mecz Igi Świątek przeszedł do historii. Musiałem ratować człowieka
Iga Świątek przegrywała, a dziennikarze mdleli albo wychodzili na rower. To był tenisowy mecz roku. A może był to też najważniejszy moment roku w polskim sporcie? Głosujcie w plebiscycie Sport.pl. Ale najpierw poznajcie kulisy hitowego starcia Świątek z Naomi Osaką w drugiej rundzie Roland Garros 2024.
W plebiscycie Sport.pl wybieramy Moment Roku 2024 w polskim sporcie. Głosowanie na jedno z dziesięciu nominowanych przez nas wydarzeń – w sondażu pod tym tekstem. Ogłoszenie wyników – 31 grudnia.
Iga Świątek – Naomi Osaka 7:6, 1:6, 0:3 w drugiej rundzie Roland Garros. Zatrzymajmy się przy tym wyniku. Ile telewizorów w Polsce zostało wtedy wyłączonych? W ilu kibicach naszej tenisistki zgasła wiara?
W maju pojechałem do Paryża, żeby relacjonować dla czytelników Sport.pl kolejny piękny pochód królowej tego miasta. A tu niemal na “dzień dobry” musiałem myśleć, w jaki sposób wytłumaczyć, dlaczego faworytka najpewniej spakuje się już po drugim meczu. I iż jeżeli już to wymyślę, jeżeli się dowiem i opowiem, to później sam będę się musiał spakować i wyjechać. Bo nic tu po mnie, jeżeli Iga odpadnie.
To był tenis totalny. Tylko dla widzów o mocnych nerwach!
Japonka grała tamtego chłodnego wieczoru tenis totalny. Robiła wszystko najlepiej, jak się da, rzucając się do ataku na najlepszą tenisistkę świata, a w defensywie była równie rewelacyjna. Świątek się męczyła – w deszczu, który bębnił w dach, ale w powietrzu był tak wyczuwalny, jakby ktoś rozpylał z niego mgiełkę – serwowała z rekordowymi jak na siebie prędkościami. 190, 195, choćby 198 km/h – podejmowała ryzyko. I choćby jeżeli popełniała niewymuszone błędy, to i tak więcej od nich miała kończących uderzeń. W sumie grała dobrze, z praktycznie każdą inną rywalką już dawno by wygrała. Ale ten mecz miała przegrać. Wręcz musiała przegrać!
Tak musiał myśleć – a bardziej czuć – mój kolega z radia. Im bardziej Idze uciekał decydujący set, tym szybciej poruszała się noga radiowca. Jego noga wprawiała w takie drgania pulpit, na którym stały nasze komputery, iż coraz trudniej było mi trafiać w odpowiednie litery na klawiaturze. Myśleć też było coraz trudniej. W pewnej chwili kolegę trzeba było cucić. Naprawdę! Radiowiec padłby, gdyby po prawie trzech godzinach tego morderczego meczu w moim bidonie nie został łyk wody.