CELEBRITY
Świątek już w domu, a jej “koszmar” zachwyca. To się wydaje nieprawdopodobne
Iga Świątek na tegoroczny Wimbledon przyjeżdżała po znakomitym okresie na nawierzchni ziemnej. Ten trwał około dwa miesiące i był dla liderki rankingu WTA wybitnie udany, ale także niesamowicie wyczerpujący. W związku z tym pierwsza rakieta świata po wygraniu turnieju na kortach imienia Rolanda Garrosa postawiła na odpoczynek od grania i wycofała się nawet z rywalizacji w turnieju w Berlinie. Na londyńskie korty przyjechała więc bez rozegrania żadnego spotkania na trawie.
Polka jeszcze przed rozegraniem pierwszego meczu w tej prestiżowej imprezie mogła powiedzieć, że nie miała szczęścia. Mowa rzecz jasna o losowaniu, które oczywiście nie przyniosło naszej gwieździe raczej zbyt wiele uśmiechu na twarz. Już w pierwszej rundzie mierzyła się bowiem z byłą tryumfatorką turnieju rangi Wielkiego Szlema, a więc Sofią Kenin. Przez ten mecz przeszła bez kłopotów, podobnie jak w przypadku starcia z Petrą Martić. Wydawało się, że spotkanie trzeciej rundy też powinno być formalnością.
Niesamowite liczby Ostapenko. Trudno w to uwierzyć
Niestety jednak Polkę zaskoczyła Julia Putincewa, która od drugiego tego polsko-kazachskiego pojedynku prezentowała się wręcz zjawiskowo i nie popełniała błędów. Świątek niestety nie była w stanie przebić się przez ścianę, którą postawiła na korcie mierząca 163 centymetry wzrostu 29-latka urodzona w Moskwie. Gdyby jednak pierwsza rakieta świata ograła Kazaszkę, to dalej czekałaby na nią już Jelena Ostapenko, a więc jeden z największych, jeśli nie największy “koszmar” Świątek.