Breaking News
Świątek zmazała uśmiech z twarzy rywalki. Brawa dla Shibahary mówią wszystko
W pewnym momencie Iga Świątek zmazała uśmiech z twarzy Eny Shibahary w meczu 2. rundy US Open. Wymowne były też brawa, które po wygraniu jedynego gema w tym spotkaniu otrzymała od kibiców Japonka. W pewnym momencie polska tenisistka pobiła ją też w elemencie, który miał być bronią Azjatki. Pokazała, że odrobiła zadanie domowe po poprzednim występie.
O ile zajmująca 217. miejsce w rankingu WTA Ena Shibahara podczas meczu drugiej rundy US Open z Igą Świątek uśmiechnęła się kilka razy szeroko, to ani przez chwilę uśmiechu nie można było dostrzec u Polki. Ale nie dlatego, że nie miała ku temu powodów. Tym razem uniknęła błędu sprzed dwóch dni, który wpędził ją w spore kłopoty. Nagroda za koncentrację od pierwszej do ostatniej piłki przyszła po 65 minutach, bo tyle trwało to wygrane przez nią 6:0, 6:1 spotkanie.
41 – tyle niewymuszonych błędów naliczono Świątek w meczu otwarcia ze 104. na światowej liście Kamillą Rachimową. Po niespełna kwadransie, gdy Polka prowadziła 4:0, nic nie zapowiadało, że na korcie spędzi potem jeszcze kolejną godzinę i ponad 40 minut. Ale pierwsza rakieta świata nagle – będąc w komfortowej sytuacji – zaczęła grać nerwowo, niepotrzebnie ryzykując, a efektem były mnożące się błędy.
Kiedy więc w czwartek po 16 minutach i w tym pojedynku wygrywała 4:0, to jeszcze chyba wszyscy kibice Świątek wstrzymali się z radością. Ale chwilę potem już widać było, że powtórki z wtorku nie będzie. Świątek była maksymalnie skoncentrowana – nie rozglądała się nadmiernie, zupełnie odcięła się od charakterystycznego dla nowojorskiego turnieju gwaru. Po prostu szła po swoje. I tym razem nie nastawiała się na mocne strzały – grała bez nadmiernego ryzyka i skuteczniej.
O ile zajmująca 217. miejsce w rankingu WTA Ena Shibahara podczas meczu drugiej rundy US Open z Igą Świątek uśmiechnęła się kilka razy szeroko, to ani przez chwilę uśmiechu nie można było dostrzec u Polki. Ale nie dlatego, że nie miała ku temu powodów. Tym razem uniknęła błędu sprzed dwóch dni, który wpędził ją w spore kłopoty. Nagroda za koncentrację od pierwszej do ostatniej piłki przyszła po 65 minutach, bo tyle trwało to wygrane przez nią 6:0, 6:1 spotkanie.
41 – tyle niewymuszonych błędów naliczono Świątek w meczu otwarcia ze 104. na światowej liście Kamillą Rachimową. Po niespełna kwadransie, gdy Polka prowadziła 4:0, nic nie zapowiadało, że na korcie spędzi potem jeszcze kolejną godzinę i ponad 40 minut. Ale pierwsza rakieta świata nagle – będąc w komfortowej sytuacji – zaczęła grać nerwowo, niepotrzebnie ryzykując, a efektem były mnożące się błędy.