CELEBRITY
To dlatego Świątek odpadła z turnieju. Wymowny okrzyk jej trenera na koniec

Iga Świątek przegrała z Clarą Tauson 6:7, 3:6 w czwartej rundzie turnieju w Montrealu. O występie naszej tenisistki najlepiej świadczy rada, jaką usłyszała od swojego trenera pod koniec spotkania. Rada, której nie posłuchała i odpadła z turnieju w Kanadzie po starciu z dobrze dysponowaną Dunką. – Widać irytację – podkreślali komentatorzy.
Miesiąc temu Iga Świątek i Clara Tauson zmierzyły się w 1/8 finału Wimbledonu. Wówczas górą była nasza tenisistka 6:4, 6:1. Jej wygrana była wyraźna również dlatego, iż Dunka miała kłopoty zdrowotne. – Nie mogłam oddychać i ciężko mi się grało przeciwko Idze. jeżeli chcesz pokonać Świątek, musisz być w 110 proc. gotowy. Ja byłam pewnie gotowa na 30 proc. i nie czułam się szczególnie dobrze – tłumaczyła.
W nocy z niedzieli na poniedziałek zobaczyliśmy lepszą wersję Tauson, która jest jedną z rewelacji bieżącego sezonu. Zaczęła rok od wygranej w Auckland, potem dotarła do finału w Dubaju, dziś sklasyfikowana na 19. miejscu na świecie – najwyżej w karierze. W rywalizacji ze Świątek udowodniła, jak wielki drzemie w niej potencjał. Zwłaszcza świetnie serwowała, a podanie wielokrotnie ratowało ją z opresji – w pierwszym secie pozwoliło obronić aż siedem break pointów.
Prawdopodobnie nie byłoby jednak zwycięstwa Dunki, gdyby nie słabszy dzień naszej tenisistki. Grała zbyt nerwowo, za bardzo spieszyła się, jej serwis falował, forhend także. Znamienne, co usłyszała od Macieja Ryszczuka, trenera przygotowania fizycznego z trybun. Pod koniec meczu krzyknął do Igi: “Masz dużo czasu, spokojnie”. Od razu wyłapali to komentatorzy Canal+ Sport, cytując jego słowa, ale niestety Świątek nie posłuchała tej rady. Do końca meczu jej forma falowała, serwis pozostawał niestabilny, emocje brały górę.
Nerwy, które zauważył Ryszczuk
Zaczęło się źle, od straty podania przy 1:1. Wtedy to kamery pierwszy raz uchwyciły trenera głównego Wima Fissette’a oraz Macieja Ryszczuka. Wyglądali na delikatnie zaniepokojonych, ale ich podopieczna mogła jeszcze odrobić straty. To się w końcu udało, gdy doprowadziła do 5:5. – Nadeszło to, co wydawało się nieuniknione, wreszcie to przełamanie – podkreślali komentujący.