Breaking News
To był koszmar. Jednostronny mecz Świątek z Pegulą w US Open
Nie tak to miało wyglądać. Iga Świątek w bardzo słabym stylu pożegnała się z US Open, przegrywając w ćwierćfinale 2:6, 4:6 z Jessiką Pegulą. Polka od samego początku była zdominowana przez rywalkę. Popełniała mnóstwo niewymuszonych błędów – w całym meczu aż 41 – i nie nadążała za tempem gry Amerykanki, która po raz pierwszy w karierze awansowała do półfinału wielkoszlemowego. Dokonała tego dopiero przy siódmym podejściu, przełamując “klątwę ćwierćfinałów”.
Iga Świątek po raz trzeci z rzędu otworzyła sesję wieczorną na korcie centralnym Arthur Ashe Stadium w Nowym Jorku. Polka w dwóch poprzednich pojedynkach pokazała, że o tej porze czuje się doskonale, albowiem pewnie pokonała wysoko notowane Rosjanki – Anastazję Pawluczenkową oraz Ludmiłę Samsonową. W obu meczach nie musiała nawet bronić break pointów.
zwyżka formy. Amerykanka wygrała 13 z 14 pojedynków. Jedyną porażkę odniosło przeciwko Arynie Sabalence w finale w Cincinnati. Wcześniej triumfowała w “tysięczniku” w Toronto. Natomiast do ćwierćfinału US Open dotarła bez straty seta, podobnie jak jej rywalka.
Fatalny set Polki. Błąd za błędem
Początek starcia był bardzo nerwowy. Polka miała ogromne problemy z trafieniem pierwszego podania. Po dwóch gemach serwisowych wskaźnik ten wynosił raptem 2 z 12! Jessica Pegula korzystała z tego, agresywnie wchodząc returnem. To przynosiło jej punkty i szybkie dwa przełamania – oba zakończone podwójnymi błędami serwisowymi Świątek. Brutalna dla Polki była także inna statystyka po trzech gemach: 0 winnerów i 10 niewymuszonych błędów. Po 20 minutach przegrywała 0:4. Chwilę później zagrała pierwszą w meczu piłkę kończącą!
Straty z początku meczu okazały się zbyt duże. Po 36 minutach Jessica Pegula wygrała pierwszego seta 6:2. – Tu nie ma wielkiej filozofii. Iga musi być aktywniejsza, być bardziej agresywna i częściej trafiać pierwszym podaniem – stwierdził Dawid Olejniczak, komentujący to spotkanie na antenie Eurosportu. – Zagraj swój forehand do jej bekhendu – krzyczał z kolei zirytowany Tomasz Wiktorowski. Szkoleniowiec Polki był coraz częściej słyszalny na korcie.